13 sty 2015

Od Insaki ,,Nowe życie'' cz.3 (cd.Shay)

-Wiesz... zamierzam na razie być sama, może kiedyś, założę rodzinę,własną watahę, wiesz... to zależy od losu, nie przewidzimy, co nam zafunduje....
-No prawda...
Zaczęło mi burczeć w brzuchu
-Głodna jestem... idę poszukać czegoś do jedzenia, idziesz ze mną?
-Nie, mogę najwyżej popatrzeć, najadłem się - powiedział
-No to jak chcesz.
Przeszliśmy trochę nagle usłyszałam jelenia
-Słysze coś - wyszeptałam
-Ja też.
Pobiegłam jak piorun w krzaki, zza krzaków było widać pięknego ''dorodnego'' jelenia, zaczaiłam się, jeleń mnie zauważył i zaczął uciekać, było to niepotrzebne w mgnieniu oka go dogoniłam, jeleń próbował wstać, nie dał rady, co chwile, co jego szarpnięcie wbijałam mu bardziej zęby w krtań, w końcu jeleń padł, zaczęłam jeść
-Na pewno nie chcesz? - spytałam się Shay'a czy nie spróbuje
-Nie... najedzony jestem
***
Po skończonym posiłku resztki wsunęłam w krzaki
-Eh... ale się najadłam...
-Może mały wyścig?
-Przyda mi się trochę ruchu
-Na trzy - powiedział
Ustawiliśmy że meta jest w centrum watahy
-Raz - powiedziałam
-Dwa... - rzekł
-TRZY! - krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie, zaczął się ostry wyścig
***
Biegliśmy kilka minut, nagle zza krzaków zauważyłam uszy Shay'a
-Musze wygrać... - szepnęłam
Był remis, zmęczyliśmy się jak nie wiem
-Dobrze ci idzie... - powiedział
-Tobie też... - powiedziałam - już noc... ja lecę do jaskini, miłej nocy!
-Nawzajem...
Po wyścigu zasnęłam i nie budziłam się do południa
***
Rano.... no dobra, w południe wyszłam na podwórko i przeciągałam się tak długo że łapy mi zdrętwiały, daleko szedł Shay
-Raczej go nie zaczepiać... no, spróbować nie zaszkodzi - burknęłam pod nosem
-Cześć Shay!
-Cześć.

(wiem... też moge pisać w huj długo ale po pierwsze wena mi się skończyła a po drugie.... nie chce mi się XD )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz