22 sty 2015

Od Arna "Kolejny rozdział... " Cz. 2 (CD. Vivimorte/Shay)

Uwielbiałem patrzeć, jak ludzie się męczą i pracują, podczas gdy ja mogę się jedynie przyglądać, więc z rozkoszą oddałem pałeczkę Shay'owi w naprawianiu auta. Wykręciłem się jakimś "Nie znam się na samochodach", co było całkowicie absurdalne. Spędziłem parę dobrych lat z Blade'm pod jednym dachem, który mechaniką, bronią i wszystkim, co ma jakieś części, zajmował się praktycznie od dziecka. A przynajmniej odkąd jako dziewięciolatek ukradł spluwę ojcu. Chyba nawet do dzisiaj ją ma. Jako sentymentalną pamiątkę, ale ma. W sumie... miał. Używanie czasu przeszłego powinno wejść mi w nawyk.
Nie spodziewałem się, że ktokolwiek zwróci na nas uwagę. Zwrócili. Co najdziwniejsze, osobnik płci żeńskiej! Niemal już chciałem przeprosić i podziękować "Wybaczy pani, nie korzystamy z usług kobiet lekkich obyczajów", kiedy zaciągnąłem się jej zapachem. Wilczyca. Ale z walizkami? Wyrzucili ją? Sama odeszła? Turystka? Zapyta o drogę? Gdzie jest toaleta? Nie wiem, choć wskażę kierunek. Mam parę procent, że zgadnę.
- To wy chcieliście jechać do Vegas! - Usłyszałem, na co jedynie uśmiechnąłem się możliwie jak najmniej kpiąco.
- To Motylek chciał. Pamiętasz, Shay? Ja przyszedłem tylko skopać ci twój wilczy tyłek, zaproponowałem nieuczciwy układ i magicznym sposobem znaleźliśmy się tutaj - mruknąłem, gestykulując lekko, acz stanowczo. Hm. Motylek. Ciekawe, co u niej. To było genialne. I okropne zarazem. Czyli idealnie!
Na uwagę dziewczyny zaśmiałem się cicho. Wyglądamy aż tak gejowsko?  Wyprostowałem się automatycznie i zarzuciłem wyimaginowanym szalem, po czym nonszalancko oparłem rękę o biodro.
- Kochanie, sprężaj się z tym samochodem, umówiłem się na dietetyczną colę z sąsiadką - fuknąłem kobiecym tonem, wydając z siebie chyba najbardziej teatralne westchnienie, jakie kiedykolwiek wydostało się z moich gejowskich ust.
Shay wywrócił oczami z uśmiechem.
Ja zaś wbiłem podejrzliwy wzrok z nieznajomą. Chce się zabrać z nami? A jak nas zgwałci? Obrobi? Zabije we śnie? Idealnie. Arno, czy ty jesteś masochistą?
- Jasne - odpowiedziałem naturalnie, podchodząc bliżej. - Jestem Arno. Ten w smarze to Shay. A samochód, który zaraz wyzionie ducha, nie ma imienia. Boże, który nie istniejesz, odsuń się, chłopie. Nie mogę na ciebie patrzeć, jak się tak z tym gramolisz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz