3 lut 2016

Odchodzą

Marque
 
- - - - - - -
Octavia
 
- - - - - - -
 
Lunaris
 
- - - - - - -
 
(brak obrazka)
 
Lilliane Rosalie Bryan Angel III
 
- - - - - -
 
Senooi
 
- - - - - - -
 
Laval
 
- - - - - - -
 
 
Heren
 
- - - - - - -
 
Wahots
 
- - - - - - -
 
Lucyfer Maximilian
 
- - - - - - -
 
Żegnamy :/

REAKTYWCJA

Wataha powstaję od nowa. Żaden post nie jest usunięty ze względu na to, że wcześniejsi członkowie się wtedy napracowali pisząc jej, a usuwając ich prace nie uszanowała bym tego.
Dlaczego WVZ powstaję z grobu? Ano bo mam taki kaprys.
 Osoby chętne proszę o zapoznaniem się z regulaminem i formularzem. Miłego dnia.
~Hannzev
- - - - - - - -
 



9 lip 2015

Od Akumy (cd. chętny)

- Znowu znalazłaś niewłaściwego przeciwnika - mówiłam sama do siebie, a raczej do mojej demonicznej formy, którą zwykłam nazywać "Shiru". Powoli zaczynało brakować mi tchu, od dobrej godziny uciekałam przed ogromnym niedźwiedziem, a on był coraz bliżej. Próbowałam przyspieszyć, ale w tej postaci nie mogłam zrobić niczego więcej. Po raz pierwszy od... dawna pozwoliłam Shiru przejąć stery.
- OOO TAK! - wydarłam się - GIŃ MISIU! - zabiłam go jedną myślą. Poszło szybko. Akuma chciała już wracać, myślała, że jej ustąpię, idiotka. I tak rzadko mogę robić co chcę, niech sobie nie myśli, że tak po prostu oddam władzę. Że też akurat z nią muszę dzielić jeden organizm...
Leciałam prosto przed siebie, kocham prędkość, nie to co Akuma, ona woli powolne spacerki... aż mnie skręca na samą myśl o tym, że wybiera chodzenie zamiast biegania. Pędziłam, pędziłam, a potem zrobiłam mocne BUM o kogoś.
- Kurwo stoisz mi na drodze, usuń się - warknęłam na nieznajomego wilka

<ktoś?>

8 lip 2015

Od Arna "Czary mary czyli prostujemy banany" cz.1 (cd. Hannzev)



Nigdy nie sądziłem, że skończę jako diler bananów. No prawda nadal do pełnoprawnego dilera brakuje mi klientów, jednak towar nowy i świeży dumnie niosłem w koszyku w pysku. Zdobyłem je krwią, potem oraz wypracowanym szczęściem! Tak naprawdę po prostu je ukradłem, ale może tego nie ciągnijmy. Właściwie nie można nazwać tego kradzieżą, koszyk stał samotnie przy rzece, a że w pobliżu nie widziałem nikogo specjalnie nim zainteresowanego, postanowiłem go sobie przywłaszczyć. Ktoś obędzie się piknikiem bez bananów. Ja zaś spróbuję wszystkim wmówić, że wcale znowu nie zaszedłem za daleko. Niektórzy wyruszają, by zdobyć pożywienie w formie dzikiej zwierzyny, ja, jako prawowity dżentelmen, przyniosłem banany.

Były półokrągłe. Brawo, Arno, nasz miejscowy Sherlocku. Mimo to moją nową aspiracją było wyprostowanie ich, co szło mi niesamowicie opornie zważywszy na to, że nie miałem nikogo do pomocy. Kto by tu... Ktoś najwyżej postawiony powinien chyba wiedzieć, jak mi pomóc. Alfa prawdopodobnie. Hanzuś, Hanzuś, cip cip, mam bananki.

Znalazłem go przy rzece, niedaleko uprzejmych krzaków, które zgodziły się mnie ukryć na jakiś czas. Przecież nie podejdę do niego, kiedy akurat coś załatwia. Chociaż nie wiem czy nazywanie tego załatwianiem nie będzie mijało się z prawdą. Jeśli dobrze zrozumiałem, chciał tylko zażegnać jakiś spór pomiędzy... tym... Ten od Ruvika nazywał się chyba Borek. Zaraz, nie. Bronisław? W każdym razie coś na B. A ten drugi to już kompletnie nie pamiętam. Ale ma śmieszny fryz, więc będę mówić na niego Tęczówka. Homopropaganda.

W momencie, kiedy Hanz wreszcie postanowił się ruszyć, ochoczo ruszyłem za nim, mijając grupkę basiorów, którzy posłali mi nieco zdziwione spojrzenia. Oprócz Ruvika. Stwórca mi świadkiem, że on interesuje się chyba tylko trupami i osobami rannymi. Kiedyś go rozruszę. Nikt nie odmawia dobrej szkockiej!

W końcu nie wytrzymałem i rzuciłem alfę w tyłek. Bananem oczywiście, koszyka mi szkoda było. Powinienem rzucać do celu, trafiłem i d e a n a l n i e. Uśmiechnąłem się szeroko.

6 lip 2015

Od Satana (cd. Hannzev)

Huh?! Mówią o mnie jakbym był dzieckiem, pf. Nie trzeba się mną zajmować, głupcy. Chociaż ta pani wydaje się bardzo miła, mama by ją chętnie poznała, ale tatuś.. Chyba by ją pogryzł. Przynajmniej tak mi się wydaje.. 
- Nie. - powiedział sam do siebie i padł na ziemię brzuszkiem. Próbował podrapać się po plecach tylnymi łapkami ale tłuszczyk i skóra mu nie pozwalały. 
- Chodź. - westchnęła jaszczurka podchodząc bliżej. Uniosłem wzrok i zapiszczałem, po czym zamachałem ogonem. 
- Ojej. - jęknęła i zaśmiała się kobieta, położyła łapę na moim grzbiecie i podrapała, a ja przyśpieszyłem ruch ogonkiem, tupiąc nóżką i wywaliłem język. 
- Rany boskie. - znowu odezwało się chodzące mięsko. Zamruczałem, po czym próby podniesienia się zaczęły się. Po pięciu wadera nieco mi pomogła. Aj tam! Szybko podbiegłem do niego i stanąłem na tylnych łapach, przekręcając główkę. Ruszyliśmy gdzieś w krzaki, a potem nad jeziorko. Jak tylko zobaczyłem wodę skoczyłem i zanurkowałem, płynąc. Nie umiem pływać.. Ale mam duży brzuszek z powietrzem, który wypycha mnie na powierzchnię. Nabrałem powietrza i dopłynąłem do brzegu nierówno.
 - A teraz cie zjem! - rzuciłem zadowolony z siebie, próbując go ugryźć, ale cofał się. Wreszcie się poddałem. - Głodny jestem.. 
- Nie umiesz.. - nie dokończył, bo już skradałem się na wiewiórkę, która stała tyłem. Złapie cie..
<Do Hanza>

Od Hannzev'a "Co za wstyd" cz.8 (cd. Arno)

Przemierzałem sobie tereny w końcu natrafiając na okolice Lory i podążałem wzdłuż niej idąc w tą samą stronę co płyną jej prąd. Idąc na krawędzi uskoku usłyszałem jakaś rozmowę. Po krótkiej chwili moim oczom ukazał się obrazek rozmawiającego Borisa z Vectorem i obserwującego w ciszy Ruvika. Miałem nadzieję, iż się dogadają. Nagle z niewiadomych powodów Vector się zbulwersował. Stanąłem bliżej na urwiska tuż obok rzeki. Przyglądając się trójce basiorów. Z lekkim "matko, na co ja patrzę". W szczególności kiedy Vector uderzył Borisa w pysk patrząc wrogo na Ruvika. Boris zdenerwowany zaczął na niego warczeć, mając jeszcze resztki cierpliwości. Chłopak chyba nie ma zielonego pojęcia w co się pakuje. Chrząknąłem głośno, tak aby towarzystwo usłyszało mnie wyraźnie. Wszystkie trzy postacie automatycznie przeniosło wzrok na mnie. Zrobiłem krok do przodu i pozwoliłem sobie zsunąć z uskoku.
- Nie sądzę, aby działanie siłowe było tu potrzebne - mruknąłem poirytowany na Borisa i Vectora - Czyż nie? Zrobiłem nacisk na 'Czyż nie?'.
Wyprostowałem się wspinając pierś. Borisa mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Ruvik prychnął widocznie obojętnie na tą sytuacje, a Vector wywrócił oczami. Co najlepsze, żaden poza Ruvikiem nie patrzył mi w oczy. Cały ten czas odnosiłem wrażenie, że ktoś się mi uparcie przygląda. Było to uczucie do niezniesienia. Już spokojnie patrząc na nich poleciłem im zakończyć ten spór i rozejść się. 
< krótko bo Hanz miał się tylko wytrącić>

4 lip 2015

Akuma

Imię: Akuma
Pseudonim: Akki
Wiek: 2 lata
Orientacja: Aseksualistka
Głos: (Simone Simons)
Stanowisko/Profesja: Szpieg
Żywioł: Życie/Śmierć
Umiejętności: znikanie, transformacja w demona (najczęściej niezależna), Zabijanie myślą (jako demon), wskrzeszanie (w normalnej formie)
Charakter: Akuma ma dwie twarze, a nawet formy, dosłownie. Ta 'normalna' jest niezwykle łagodną waderą kochającą wszystko i wszystkich dookoła. Jest niezwykle opiekuńcza i każdemu pomoże. Uwielbia też towarzystwo innych i miło się z nią rozmawia. W formę "demoniczną" zmienia się najczęściej niezależnie od swojej woli. Wtedy rzuca się na innych z kłami, jest pierwsza do bójek i ostro przeklina. Mało tego, jej okrutną naturę wspomaga niezwykła umiejętność - zabijanie myślą. Na szczęście kiedy wraca do pierwotnej formy może wszystko naprawić za pomocą umiejętności wskrzeszania. Jednak, żeby było ciekawiej może wskrzesić tylko tych, których zabił jej demon. Akuma nieustannie prowadzi walki sama ze sobą, co poważnie wpływa na jej psychikę i zdarza jej się podejmować próby samobójcze, ale póki co żyje i ma nadzieję, że tak zostanie.
Historia: Akuma została wyrzucona z rodzinnej watahy, gdy miała rok. Wtedy ujawnił się jej wewnętrzny demon, Alfa przezwała ją "Akuma" (demon po japońsku) i niedługo po tym zginęła. Przypadek? Nie było dla niej miejsca w watasze życia, wygnana przez rok ukrywała się w podwodnej jaskini gdzie, o dziwo, był tlen. Próbowała zapanować nad demoniczną formą, ale na próżno. W końcu zdecydowała się opuścić schronienie i znaleźć jakiś przyjaciół... dosyć szybko wpadła na wilki, które przyjęły ją do swojej watahy i tam już została.
Partner/ka: Brak
Szuka partnera: Nie
Zakochany/a w: w nikim, w końcu As
Inne zdjęcia: demon
Właściciel: prezentacjezafree
Kwota pieniędzy w banku: 25 SR

2 lip 2015

Od Vectora "Co za wstyd..." cz. 7 (cd. Ruvik lub Boris)

- Nie, nie, nie... Nie trzeba! - odparłem nie zdając sobie z tego sprawy że powiedziałem o jedno "nie" za dużo.
- Jesteś pewien? - rzekł basior patrząc zażenowany jak uderzam łapą o drzewo, by pozbyć się pijawki.
- Jasne... NO ZŁAŹ PIRANIO JEDNA! - wrzasnąłem na niewielką, czarną istotkę, która chyba bardzo zajęła się całowaniem mojej słodkiej łapki.
- Nie rób tego tak, tylko tak. - powiedział z kpiącym uśmiechem chwytając łapą natrętną pijawkę i jednym szarpnięciem ściągając mi ją z łapy. O mało nie zemdlałem ze strachu. A co jeśli w ten sposób oberwałby mi łapę ze skóry? Na szczęście nic się nie stało. Drugi się po prostu gapił.
- Czasem najlepsze są najprostsze rozwiązania.
- Hehe... właśnie chciałem to zrobić. - wyszczerzyłem się głupawo próbując nie zgrywać takiego debila, jakim jestem. Chyba to się nie udało, bo patrzyli na mnie, jakbym spadł z nieba.
- Jak się nazywacie? - zapytałem po chwili.
- Ja jestem Boris, a ten tu to Ruvik, mój brat. - wyjaśnił wskazując na drugiego wilka. - A tobie jak na imię? Należysz do watahy?
- Vector... a... do jakiej watahy?
- Eh... do Watahy Vetro Zanna. - rzekł coraz bardziej poirytowany Boris. Dobijała go moja powalająca inteligencja.
- Aaaa... to tak, należę. - odpowiedziałem z nieschodzącym uśmiechem z pysku. Drugi basior mruknął pod nosem coś z typu "idiota się znalazł". Nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Słuchaj... bierzesz mnie za idiotę? - warknąłem, choć w środku zdawałem sobie z tego sprawę, że do najmądrzejszych nie należałem. Ruvik odpowiedział milczeniem.
- To zaraz zmienisz zdanie. - powiedziałem unosząc łapę, by go uderzyć. Niestety uniosłem ją trochę za wysoko i uderzyłem w pysk stojącego za mną Borisa. Basior pomasował swój zbolały policzek i jednym sprawnym ruchem stanął mi na drodze.
- Mógłbyś choć odrobinę uważać?
- Pfff... jeszcze trochę i cię posłucham, wiesz? - mruknąłem niezadowolony.

<Ruvik? Boris?>

1 lip 2015

Od Shay'a (cd. Wahots)

Zarzucając głową do tyłu strzepałem część wody, która magicznym sposobem się na niej pojawiła. Po czym się nachyliłem i otrzepałem resztę ciała. Jeszcze stałem w tej pozycji i z niewinnym uśmiechem skierowanym go ziemi. Podniosłem się śmiejąc się w głos. Spojrzałem na niego rozbawionym wzrokiem. Czy on próbuje mnie bajerować? Hahaha. To moja dzielnia. Uniósł brew do góry, widocznie nic nie rozumiejąc. Machnąłem tylko obojętnie łapą i ruszyłem dalej. Tam gdzie zawsze podążam kiedy mi nudno. Wyżyć się na biednych skałach. Ruszył za mną.
- Już uciekasz? A zapowiadała się taka super zabawa - jęknął aktorsko.
- Chcesz zabawy - stanąłem i uśmiechnąłem się zalotnie przez ramie.
- Zawsze jej oczekuje.
 Zrobiłem minę typu "no nieźle" i odwróciłem się do niego. Mierząc go monotonnym wzrokiem usiadłem i tak trwałem. Żywiłem nadzieje, że jeśli okaże się nudny, albo...i tak się nie okaże przecież go wepchnąłem do wody. God, damn it! Mogłem poczekać. No cóż będę musiał to przetrwać. Gestem uniosłem paręnaście litrów wody z zbiornika wodnego znajdującego się obok nas. Pojawił się ogromy cień nad jego postacią.
- Co ty... - mruknął patrząc na mnie jak na idiotę, zauważył cień pod sobą i niechętnie uniósł pysk do góry. W tym samym momencie puściłem wodę. Spadła na niego, nie wydając nawet żadnego plusku ani innego dźwięku.
- Ze mną nie będzie ci nudno skarbie - wzruszyłem ramionami i ruszyłem beznamiętnie na pole. Nie patrząc już na jego reakcje lub czyny. Zwyczajnie podążałem dalej.
< krótkie ale lepsze niż nic >

Od Hannzev'a (cd. Satan)

Dramatycznie wywróciłem oczami po czym złapałem szczeniaka zębami za kark niosąc w stronę Onyksowego Łuku. Szczeniak szarpał się we wszystkie strony i krzyczał żeby go puścić. Mi to jednak nie przeszkadzało. Stanąłem i pstryknąłem mu nad uszami rzucając na niego czar. Mały terrorysta automatycznie usnął i bez żadnych pisków mogłem kontynuować spacerek z towarzyszem niespodzianką i Lalkarzem, który przed momentem dołączył do watahy. Szliśmy równo. Krok w krok. Opowiadał mi co go spotkało pod czas tej pół rocznej rozłąki. Muszę mu przyznać - nie mógł się nudzić. Nie każdego atakują płochliwe zwierzęta, jaki są jednorożce. Nie bardzo mogłem rozmawiać z szczeniackiego powodu.
****
Ku mojej radości jak doszedłem w zaplanowane miejsce spotkałem postać, którą w tej chwili chciałem spotkać. Octavia zbierała różne rośliny na barwniki do swoich farb. Położyłem malucha na skale i odsunąłem się parę kroków, aby na niego popatrzeć. Lalkarz tak jak chciał z tego punktu ruszył do mojej jaskini. Octavia zostawiła wcześniejsze zajęcie i zatrzymała się obok mnie. Oczekiwała ode mnie wszystkich szczegółów spotkania malca. Opowiedziałem, bo przecież jak kobieta prosi nie kulturalnie nie robić to co chcę, chyba że chcę abyś skakał z klifu na ziemie, wtedy możesz już się nie zgodzić. Coraz kiwała głową ze zrozumieniem. Znowu pstryknąłem palcami, a szczeniak obudził się i tępo rozejrzał po okolicy. Po czasie dotarło do niego co się stało i ponownie się na mnie rzucił wgryzając mi się w łapę.
- I tak cały czas - mruknąłem do Oct, tylko się uśmiechnęła.
Wzięła go, a mi kazała się odsunąć. Spory czas z nim rozmawiała zanim się o czymś dowiedziała, następnie osobiście przedstawiła mi małego towarzysza.
- Więc mnie oszukałeś? - spojrzałem na niego jak zdenerwowany ojciec.
Położył uszy, ale nadal złośliwie się uśmiechał do mnie. Westchnąłem z rezygnacją. Na samą myśl, że ponownie będę zajmował się dzieckiem.... Właśnie dzieckiem... Nic nie było. Powiadomiłem Oct, że się nim zajmę, a on niczym słup głupio patrzył to na mnie to na waderę. Poleciłem mu podążać za mną.
< prezent bożonarodzeniowy raz >