Jezu, jest północ a Shay jeszcze chce grać w pokera i inne takie, ja sie na tym całkowicie nie znam
-Ej Shay, ty umiesz w to grać?
-No jasne, a co?
-Nie nic, tak sie pytam - skrzyżowałam za plecami palce i poszłam dalej - Jezus, Maria... jak można w to grać... - szepnełam
Obok przechodził kelner z tacą, szybkim ruchem zabrałam mu z tacy kieliszek, z daleka widziałam grających w jakąś z tych gier Shay'a i Arna, po wybiciu kieliszka podeszłam do baru i prosiłam o więcej, z jednego zrobiło się pięć, z pięciu dziesięć i tak dalej
***
Skończyłam chyba na siedemnastu, oni ciągle grają, ja nie rozumiem co w tym takiego fajnego, dla farciarzy majątek wzbogaca się o niezłą sume, ale dla innych to wszystko rujnuje, te gry o zakłady moim zdaniem są dziwne, spojrzałam na mój zegarek
-O boże... już pierwsza w nocy... no ale niech sobie pograją - wyszeptałam - jutro dam im tą wódkę co kupiłam.
Shay znowu wygrał, o Jezu on chyba z tąd nie wyjdzie w ciągu dobrych dwóch godzin
***
Dobra już dosyć, jest trzecia w nocy a ja nie chce mieć w sobie ponad dwóch promili alkoholu
-Dobra idziemy. - powiedziałam im a oni już poszli ze mną do hotelu
Shay liczył kase którą wygrał, a Arno swoje, idzie cicho, ja bym z chęcią pośpiewała no ale jak oni nie śpiewają to nie wypada, wtedy film mi sie urwał, obudziłam się o chyba czwartej w nocy, chłopaki leżeli w łóżkach jak pacjenci na sali(ale powiedziane)
(Shay/Arno)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz