-Wiesz... ja chciałabym być... - powiedziałam i zaczęłam znowu bawić się trawą
-No powiedz, wiesz że możesz mi to powiedzieć. - uśmiechnęła się do mnie
-Matką - wyszeptałam tak cicho że ja prawie siebie nie usłyszałam
-Kim?
-Mamą...
-Wiesz że to się kiedyś spełni. - pocieszała mnie na duchu chodź ja wiedziałam że tak nie będzie
-To się nie spełni... nikt mnie nie kocha. I nie pokocha. Ja o tym wiem, i już się z tym pogodziłam.
-No przestań.
-Możemy zmienić temat? - powiedziałam nieco zła
-Możemy... Może pokarzesz mi kilka motyli co?
-No pokazać mogę, mogę nawet coś więcej niż pokazać. CHODŹ! - zmieniłam się w człowieka tak jak i ona i pociągnęłam ją za rękę
***
Po chyba kilku minutach byłyśmy ukryte w krzakach, Rosalie podziwiała zupełnie coś innego niż motyl, ona podziwiała kamień... co w kamieniu takiego interesującego? Dla mnie nic...
-Czemu patrzysz na kamień?
-Ja? Ja nie patrze na kamień.
-To na co?
-Na tego robaczka
-Aha... Dobra patrz - pokazałam jej łapą zwyczajnego motyla białego
-Piękny... - wyszeptała
-Wiem. Tam jest ''mój'' motyl - pokazałam jej teraz ''mojego'' motyla królewskiego
<Rosalie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz