Cóż.
Pamiętam, że przyszedłem tu na trening, tak, tego jestem pewien. Następnie w magiczny sposób przekonałem Shay'a do niezbyt czystego zakładu (los chciał, że jestem przystojniejszy), pohasaliśmy z nową znajomą po lesie, zjedliśmy grzecznie poziomki i zrobiliśmy malinki, załapaliśmy się na gapę do przemiłego, choć podejrzanie cichego mężczyzny i teraz jesteśmy tutaj. W wypożyczalni aut. Skąd kupiliśmy. Auto. Cholera, kiedy umawiałem się z Shayem na krótkie spotkanie, nie przewidziałem, że skończę w Chevrolecie. Który w dodatku właśnie zmierzał do Las Vegas. Ja... W sumie mogłem im powiedzieć, że zostawiłem żelazko włączone. Mam wrażenie, że uwierzyliby bez kiwnięcia palcem.
Rozłożyłem się na swoim siedzeniu pasażera, ostrożnie oddalając od siebie rękę Insy. Jeżeli tak miała na imię. Coś na I, jeśli dobrze zapamiętałem z rozmowy. Nieważne, może będę po prostu na nią mówić Motyl? Pasuje jej. A na Shaya mógłbym mówić Rozgwiazda, ale nie wiem, czy by to przyjął z wymaganym spokojem.
- Rozumiem, że skoro nasz bogacz Shay zapłacił za auto, to i zapłaci za hotel - mruknąłem nonszalancko, unosząc lekko brew i spoglądając z lekkim rozbawieniem na chłopaka siedzącego obok. - Od razu zaklepuję sobie miejsce pod oknem.
Podjechaliśmy pod pierwszy lepszy hotel, jaki zauważyliśmy na horyzoncie. Z daleka czułem, że z recepcją będzie ciężko. Kilka dodatkowych oddechów. Chyba nawet przyspieszonych. Nie jestem pewien, czy będę mógł się tam skupić. Ale znajdę sposób na zrelaksowanie się, w końcu lubię się czasem zapomnieć.
Wyszedłem z samochodu, od razu prostując biedne kości i przeczesując włosy długimi palcami. Nie związałem ich, przez co opadały miękko na ramiona, od czasu do czasu gubiąc się niepotrzebnie przy moich oczach. Lubiłem je, lecz czasami nazbyt przeszkadzały. Co nie zmienia faktu, że chyba kobiety wolą mnie w rozpuszczonych. Więc w takich pozostałem. Może nawet uda cię wycyganić zniżkę na pokój? A może nawet nie tylko? Automatycznie uśmiechnąłem się zalotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz