Nie znałem do końca tej dziwczyny i nie jestem pewien, jakie wywarła na mnie wrażenie, ale muszę przyznać, że obserwowanie jej wśród zwierząt było naprawdę ciekawe. Zdawała się wiedzieć, o czym mówi, a fascynacja w oczach wadery nieco mnie zaraziła. Motyl Królewski był naprawdę piękny. W pewnym momencie chyba nawet zapomniałem, po co tu właściwie jestem. Sądzę, że mała przerwa nikomu nie zaszkodziła. Do tego w takim towarzystwie? Mogę w sumie zrobić sobie dzień wolnego. Dzień. Tak.
Nie lubiłem za mocno szarżować, czasami lepiej było pozostać z boku. Teraz jednak pozostając sam na sam z Shay'em blisko wodospadu, musiałem się pilnować. Bądźmy szczerzy, nie lubiłem wody odkąd pamiętam. Wolałem suchy ląd, miejsce, gdzie mogłem poczuć pod łapami twardy grunt, wyobrazić sobie każdy najmniejszy kamyczek leżący niedaleko, każdy korzeń pnący się głęboko pod ziemię, każdy ruch natury, którym ja mogłem operować. A w wodzie? Czułem się jak bezbronne dziecko. A ja bardzo nie lubię pozostawać bezbronny.
Dobrze jedynie, że pozostaje mi jeszcze powietrze. I muzyka! Tak, kochane dźwięki. Niemal instynkownie wsłuchałem się w melodię wodospadu. Całą konsystencję nieco psuł mi oddech Shay'a, ale w gruncie rzeczy da się przyzwyczaić. Gdyby ten oddech się nie zbliżał. Co on kombinuje?
- Jeżeli masz w planach wrzucenie mnie do wody, bądź, nie daj borze leśny, dotknięcie mnie, to radzę ci się odsunąć na bezpieczną odległość - mruknąłem pod nosem, unosząc lekko kącik pyska (matko kill me, kącik pyska? jest coś takiego? kącik pyska, jak to brzmi, zignorujcie to proszę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz