Pytanie dziewczyny było tak niewinnie bezsensu, że aż nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. To chyba oczywiste, że tego nie usuniemy, prawda? Nie po to wszystko w pocie czoła nagrywałem, żeby teraz bezbożnie usunąć! Będzie dla potomnych. Może nawet jako mały materiał na szantażyk. Zobaczymy.
- Wiesz co, Shay, mogliśmy znaleźć ją szybciej - parsknąłem cicho znad bekonu, nie będąc nieco przystosowany do jedzenia z talerza. Zazwyczaj, no nie wiem, rozszarpuję ofiarę w środku lasu. Dziwnie jest zjeść coś usmażonego. I nieoddychającego. Bez krwi. I małych kości zagubionych w skrawkach mięsa. - Motylek nigdy nam nie gotował! - dodałem po chwili, unosząc kącik ust do góry, po czym ostentacyjnie wpakowałem sobie jedzenie między wargi. - Tylko nas nie rozpieszczaj, jeszcze się przyzwyczaimy.
Pochyliłem się w stronę dziewczyny, zasłaniając usta dłonią od strony szatyna.
- Znaczy mi możesz, ale Shay to wybredna i niedoceniająca bestyjka - mruknąłem konspiracyjnym szeptem i najzwyczajniej w świecie wróciłem na miejsce. W sumie ciekawe, co u Motylka. Mam nadzieję, że lepiej niż u mnie. W końcu zaledwie parę godzin temu zostałem brutalnie pozbawiony pościeli. Nie wiem, co mnie powstrzymało, by nie przemienić się w wilka i skulić się w kulkę na łóżku. Chociaż pewnie rozwalenie się na Shay'u własnym cielskiem byłoby bardziej ciekawe. Tylko koniecznie w ludzkiej wersji, nie chcemy przecież chłopaczynę ogrzać. Nie za tak bestialskie potraktowanie mnie! To jego wina, że spał na podłodze, ja grzecznie zaproponowałem miejsce obok siebie. Znaczy obok siebie. Na idealnie oddzielonym skrawku łóżka o średnicy dobrych dwudziestu centymetrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz