16 cze 2015

Od Mikayl'ei "Początek"

Mrok i nieład, zaczął się rozchodzić pod promieniami słonecznymi kiedy do mej jaskini, zaczął się przedzierać. Powoli otwierając oczy, zauważyłam wokół mnie śnieg... muszę zacząć panować nad tym żywiołem...
Opierając się na łapach, powoli się podnosiłam, przeciągnęłam się. Kiedy, moje łapy powoli kroczył ku wyjściu, słońce oświetlało moją sierść. A ja kompletnie nie czułam tego ciepła, samo zimno. Wyskoczyłam z jaskini i zaczęłam się rozglądać po terenach watahy. Wilki chodziły we wszystkie strony, a ja zastanawiałam się co by tu robić. Nic pożytecznego nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłam się przejść po watasze. Podziwiałam lasy, bujną roślinność, nawet ujrzałam jednorożca który ujął mnie za moje lodowate serce, które przez chwilę zapłonęło bardzo a to bardzo małym ognikiem. Które znikło, tak szybko jak się pojawiło bo jednorożec się spłoszył. Otrzepałam się i wyruszyłam w dalszą podróż po terenach. Aż dotarłam na teren Battlefield, nie mogłam złapać powietrza, oczy mi się powiększyły.
-Idealne miejsce! - krzyknęłam, ale po chwili się zorientowałam że to się wydobyło ode mnie, spojrzałam za siebie czy aby nikt nie usłyszał. Ale po chwili zdecydowałam że jestem tutaj sama. Idealne miejsce do ćwiczeń, idealne miejsce do ujarzmienia żywiołu, idealne miejsce do wyładowania instynktu zabójcy. Westchnęłam i zawróciłam, aby jak na razie od tego miejsca oddalić się jak najszybciej. Niemal biegłam, aby pozbyć się pewnych wspomnień, bombardowały mnie, każde mrugnięcie inny ułamek wydarzenia, zrobiło się nagle duszno. Aż jakoś z samej siebie zatrzymałam się przy małym jeziorku. Cudowne miejsce, pełne magii i spokoju. Tu jakoś nagle otrzymałam ubogi spokój, uczucie bezpieczeństwa. Cała się trzęsąc podeszłam do dużego fioletowego drzewa. Podniosłam głowę do góry, brakowało mi jednego... wiatru, nie było go. Pasowałby teraz... westchnęłam i popatrzyłam w tafle wody. Zauważyłam wilczyce, przestraszoną i dopiero teraz zrozumiałam że przez to zdarzenie stałam się zabójcą... przykre ale prawdziwe. Mój instynkt mówi zabijaj wrogów, broń watahy nawet za cenę życia. 
   Oddychając nie miarowo, próbowałam się uspokoić ale ten cudowny spokój przerwał mi szelest w krzakach. Powoli trzęsąc się, zwróciłam głowę ku owemu dźwiękowi... 

(ktoś chętny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz