5 kwi 2015

Od Vectora "Co za wstyd..." cz. 5 (cd. chętny)

Zaraz po zniknięciu basiora uwaliłem się w swojej nowej jaskini i natychmiast zasnąłem. Po prostu padałem z łap. Niby nic się nie działo, ale i tak i tak byłem zmęczony... No ciekawe.
Śniły mi się kotlety... Tak, kotlety. Takie smażone, pachnące kotlety. Przez sen musiałem się nieźle ślinić, bo na rano miałem całe łapy mokre. Z lekkim obrzydzeniem strzepałem to z furta.
- Chyba pora na kąpiel... - mruknąłem sam do siebie po skończonej robocie. Niestety, miałem w zwyczaju prowadzić monolog sam ze sobą.
- Tylko gdzie byłaby jakaś porządna wanna z mnóstwem bąbelków? - mówiłem dalej. Skupiałem się niesamowicie, lecz wciąż nic nie przychodziło mi do głowy.
- Najlepiej idź się zgub. - rzekłem wychodząc z jaskini. Będę musiał sam poszukać wanny z gorącą wodą stojącej w środku lasu. Nie można też zapominać o małej, żółtej kaczuszce żeglującej w pianie pachnącej brzoskwiniami. Będzie ciężko, ale w końcu na pewno na coś trafię, czyż nie? Nie można tracić nadziei!
Wędrowałem dość długo, oczywiście chodząc z wciąż tym samym zacięciem w kółko. Delikatny wiaterek smagał lekko moje futro, a słońce świeciło po oczach. Ptaszki śpiewały swoje pioseneczki próbując umilić mi spacer...
- A masz głupi zwierzaku! - wrzasnąłem rzucając kamieniem w stado skrzydlatych siedzących na gałęzi drzewa. Wszystkie w jednej chwili zaprzestały w śpiewaniu, by odlecieć gdzie indziej, "z dala od tego sadysty". Odetchnąłem z ulgą słysząc błogą ciszę. Nie było słychać już nic prócz szumu drzew.
- No i pięknie.
Dumnie kroczyłem dalej, aż w końcu dotarłem do jakiejś dziwnej krainy poprzedzonej dwoma skałami służącymi za przejście. Wahałem się chwilę, po czym wzruszając ramionami ochoczo ruszyłem naprzód.
- A co mi szkodzi? - rzekłem. Już 3 sekundy później biegiem drżąc na całym ciele wybiegłem z krainy. Okazało się, że to była ta Chłodna Pustynia. Było tam okropnie zimno! Skakałem, tańczyłem, by się ogrzać tak, że aż w końcu się przewróciłem. Jednak z obawy, że znowu ktoś mnie obserwuje prędko powstałem i wyruszyłem dalej w drogę.
- Nic nie widzieliście...
Szedłem dalej, by w końcu znowu przystanąć i przypatrywać się z dołu na jakieś dziwaczne ruiny. Wszystko we mnie krzyczało, by tam iść. Ostatecznie powstrzymał mnie jakiś głos mówiący:
- No moja kochana Insaki... Co dziś zamierzasz robić?
W trybie natychmiastowym rzuciłem się w krzaki, by podpatrywać dwa wilki. Najwidoczniej byli parą. Marszczyłem nos za każdym razem, gdy basior mówił do niej czule "kochanie" lub "ślicznotko", a ona przy tym chichotała zauroczona. On nie zasługuje na taką piękność jak ona!
- Tak, Vectorek znowu zazdrosny... - mruknąłem na tyle cicho, że mnie nie usłyszeli. Po jakimś czasie mocno niezadowolony wygramoliłem się z krzaków i nie przejmując się osłupiałym spojrzeniem dwóch wilków, gdy przechodziłem centralnie między nimi. Poszedłem dalej.
Tym razem dotarłem do Leśnych Wrót, które miałem okazję oglądać podczas spaceru z Alfą. Przez środek owego lasu płynęła rzeczka. Nie mogąc znaleźć żadnej wanny przez cały dzień stwierdziłem, że pozostaje mi tylko ona. Wskoczyłem więc do wody i wziąłem kąpiel, nagrzewając sobie ją własną mocą. Po długim grzaniu się w końcu raczyłem wyleźć z wody i otrzepać się. Nie mając ciekawszych zajęć ruszyłem dalej przed siebie, by jak najlepiej zwiedzić watahę. Wszystko było dla mnie nowością. Począwszy od wilków, a skończywszy na pijawce, która przyssała mi się do łapy...

<chętny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz